Pierwsze kroki zaczynałem od szybkiej gumy na jednym biegu - dwójce. Po dłuższym czasie zacząłem wbijać 3, potem już szło od 1 do 6. Uczyłem się na DR 350, która za mocna nie jest ale dzięki temu podszkoliła mnie w trzymaniu wyższej gumy. Zacząłem śmigać z Peką i Danikenem, którzy szybko ogarnęli gumę do mojego poziomu. Postanowiliśmy jednak za wszelką cenę nauczyć się stałej, wolnej, gumy. Najlepiej szło ćwicząc razem, zaczynając od tego samego poziomu. Punktem odniesienia była odległość tylnego błotnika od asfaltu i w jakiej pozycji były lagi - im bardziej równolegle z asfaltem tym lepiej :) Praktycznie 1 dzień zmienił wszystko, parę godzin ćwiczeń, koło co raz wyżej i wyżej, i mimo iż za każdym wciśnięciem tylnego hamulca przód opadał, to psychika przyzwyczaiła się do punktu balansu oraz trzymania nogi na hamulcu a od tego momentu z miesiąca na miesiąc szło co raz wyżej, dalej i wolniej.
Zasada jest prosta im wyżej tym łatwiej utrzymać balans na gumie.
Jest parę etapów gumowania, które pomagają w załapaniu o co biega. Jeśli widzisz wszystko przed sobą a na wysokości głowy masz zegary to znaczy, że jest słabo. Mając zegary nad głową jest już trochę lepiej i można dłuższą gumę pociągnąć ale to dalej power wheelie. Jak na wysokości głowy masz bak to już łapiesz balansik i trzeba pilnować hamulca. Jeśli na wysokości oczu masz siedzenie i swoją torbę to znaczy, że jesteś albo blisko przycierki, coastera albo zaraz zaliczysz plecy :D
Podczas jazdy na wolnej gumie kluczowa jest płynność w operowaniu gazem i hamulcem. Maneta praktycznie w stałej pozycji z bardzo delikatnymi korektami a hamulec pracuje non stop. Stopa praktycznie cały czas delikatnie "muska" hebel, dociskając mocniej gdy lecisz za daleko...