1 Ostatnio edytowany przez M.O. (2010-08-30 19:39:41)

Temat: byłem na „Supermoto Academy”

Żółtego de-er-zeta kupiłem kilka miesięcy temu. Zdążyłem się trochę nauczyć jeździć ale chciałem spróbować prawdziwego stylu supermoto, to znaczy skoków i uślizgów. Dlatego wybrałem się do Vysokégo Mýta na trening „Supermoto Academy”.

Autodrom jest położony tuż przy głównej drodze, którą ciągną kawalkady samochodów  i nieoczekiwanie dużo motocykli - Czesi naprawdę lubią motory. Nitka toru ma z półtora kilometra. Na środku usypano kilka obiecujących skoczni. Dodatkowo na środku toru jest skate-park dostępny dla wszystkich dzieci z okolicy, miasteczko ruchu drogowego i tor gokartowy.

W niedzielę rano organizatorzy wezwali nas do restauracji. Było ich czterech plus mechanik. Najpierw wyjaśnili, że nie będziemy jeździć odcinka terenowego, bo to zbyt ryzykowne. Potem opowiedzieli o kolorach flag sygnalizacyjnych, a na końcu wydali bloczki na posiłki.
Podział na grupy szybką i wolną odbył się sprawnie. Od razu wiedzieli, że nadaję się do wolnej. Nie wiem, jak to poznali.
Jeden wsiadł na motor i objechał z nami tor dwa razy. Potem radziliśmy sobie sami. Dwa treningi i obiad.

Po południu zebrali nas na pierwszym zakręcie i zaczęli uczyć. Najpierw pokazowy przejazd. Gość wszedł ślizgiem w zakręt, przykleił się do krawężnika, gaz, wyjście na kole i zniknął.
- Teraz wy.
Żarty żartami, ale chłopcy naprawdę się starali. Omówili teorię, a potem stali we trzech na poszczególnych szczytach zakrętów i pokazywali, gdzie dobijać do krawędzi, gdzie już dodawać gazu. Ponieważ byłem jedynym Polakiem, po zakończeniu każdego dłuższego wywodu, pytali mnie „rozumiesz?” i na wszelki wypadek tłumaczyli jeszcze raz, tyle że językiem migowym.
Na drugim treningu inna sekcja toru, ten sam sposób prowadzenia zajęć.

[url]http://www.supermotoacademy.cz/fotogalerie/fotky/supermoto-academy-vysoke-myto/img_1511.jpg[/url]

Upał był duży. W przerwach ściągałem kombinezon i z wywieszonym językiem człapałem pod namiot barowy, gdzie hojnie  raczono wodą, lemoniadą i owocami.

Następnego dnia zgłosiłem organizatorom postulat.
- Chciałbym się nauczyć driftingu.
Poskrobali się po głowach.
- Dobra. Jedź za mną – powiedział najmłodszy.
Pojechaliśmy. On pierwszy, ja drugi, a między nami jeszcze dziesięciu. On slidem, ja próbuję kumać. Nic nie pomogło.
- Drifting to sprawa rychlosti – powiedzieli. – Będzie rychlost, zaczniesz dritfować, sam nie będziesz wiedział kiedy.
Dobra.

Po południu kwalifikacje. Ustawiali nas na starcie pojedynczo.
- Czekaj, czekaj, już!
I w palnik. Jedno okrążenie i po kwalifikacjach.

Potem wyścig.
- Jak pokażę żółtą flagę, znaczy że jeszcze dziesięć sekund do startu. Zapalą się czerwone światła. Jak zgasną, startujecie. Osiem okrążeń. Rozumiesz?

Co mam nie rozumieć?

Na koniec dyplomy, puchary, brawa i do domu, bo szła burza.



Uwagi ogólne:

Styl imprezy - luźny.

Harmonogram – płynny. Kartką z planem dnia można było sobie buty wytrzeć. Najnowsze ustalenia były wypisywane kredą na tablicy.

Poziom bezpieczeństwa – adekwatny do zagrożeń.
Mieszane uczucia miałem widząc jak dzieciaki chętne do zabawy w skate-parku notorycznie truchtają w poprzek toru. Organizatorzy też biegali po torze w tę i nazad. Po jakimś czasie przestałem się przejmować i sam łaziłem, gdzie mi się chciało. Impreza nie miała zabezpieczenia medycznego. Żadna karetka z leżakującym w cieniu doktorem nie stała na poboczu. I nie była potrzebna.
W końcu to nie Tor Poznań i nie wyścigi MMP. Prędkości mniejsze, ryzyko mniejsze.


Flagi – w praktyce wystarczała żółta. W zależności od kontekstu oznaczała:
- tu stój
- tam jedź
- obiad
Zwinięta na drzewiec świetnie nadawała się do stukania o asfalt w miejscu, gdzie należało dojechać do krawędzi toru.

Towarzystwo – bardzo przyjemne. Od dwunastolatka, który wcale nie był najwolniejszym zawodnikiem w stawce, do takich jak ja łysiejących weteranów, którym znudziły się superbiki. Nikt się nie napinał, same dobre emocje.

Buty – dzięki Bogu, że je podkułem, bo już by było po podeszwach. Teraz znowu muszę podkuć, bo trzy milimetry blachy ledwo starczyły na dwa dni zabawy.

Komu polecam - tym, którzy nigdy nie jeździli po torze. Tym, którzy lubią się
wyrwać weekend i pogonić jak pies za bumerangiem.

Kto będzie zawiedziony. Ten kto chciałby się nauczyć skoków i driftu. Czyli niby, że ja. Ale zbyt dobrze się bawiłem, żeby czuć zawód.

Pozdrawiam

2

Odp: byłem na „Supermoto Academy”

Fajna relacja
Jakie koszta

3

Odp: byłem na „Supermoto Academy”

MMHammer napisał/a:

Fajna relacja
Jakie koszta

Na stronce Supermoto Academy jest podany koszt szkolenia: Cena 3900Kč/osoba

Mimo wszystko lepiej by się wypowiedział uczestnik imprezki :)

4

Odp: byłem na „Supermoto Academy”

fajna relacja, szkoda ze do trzech nie mam za darmo ;)

"Art. 54. Konstytucji RP:
1.Każdemu zapewnia się wolność wyrażania swoich poglądów oraz pozyskiwania i rozpowszechniania informacji."

5

Odp: byłem na „Supermoto Academy”

Koszty takie, jak napisał Redzias. W tej cenie serwowano 5 posiłków oraz coś do przekąszenia i wyżłopania w przerwach. Toalety były czyste, prysznic działał. Dużo miejsca na kempingowanie.

Z ciekawostek:

[url]http://www.supermotoacademy.cz/fotogalerie/fotky/supermoto-academy-vysoke-myto/img_0414.jpg[/url]

Nie wiedziałem, że do terenowych kół można kupić slicki.

I jeszcze to:

[url]http://www.supermotoacademy.cz/fotogalerie/fotky/supermoto-academy-vysoke-myto/img_0420.jpg[/url]

Młodziak przede mną miał 12 lat,  był całkiem szybki i bardzo przytomnie radził sobie w sytuacjach awaryjnych. Nie panikował, wiadomo było, w którą stronę zaraz skręci. Zuch.

6

Odp: byłem na „Supermoto Academy”

Dzięki Marcin za relacje... łykam każdy twój tekst, niczym pelikan ryby... czy jakoś tam :)  cieszyć mnie będzie nawet twoja relacja z wyprawy po bułki  :D  :D 

Czekamy na więcej  :)

Nowe wcielenie CRFy - SPRZĘT DO TURYSTYKI :))))) Super Duke 990 "R"
CRF 450 "R" SM na prawdziwych a nie udawanych modach  44.68[kM] 71.14 [Nm] na kole... to są mody a nie dysze i filterek /
Yamaha XS 360 Cafe Racer 78 rok;) CR

7

Odp: byłem na „Supermoto Academy”

No fajna relacja , brawo za odwage jedyny Polak  :)
Żółta flaga oznaczał miedzy innymi obiad  :lol: hahah dobre dobre

motoslide.com

8

Odp: byłem na „Supermoto Academy”

Dzięki Marcin za relację, super napisana i myślę, że dobrze oddała klimat jaki panował tam. Ciekawe czy i kiedy doczekamy się podobnych "szkoleń" u nas?

yamaha xt660x

9

Odp: byłem na „Supermoto Academy”

Zredaguj tekst załącz kilka fotek i wyślij chłopakom na maila myślę że byłby to ciekawy art na stronkę.  ;)  ;)

NovoPerformance.pl

carbon.na.allegro.pl
SM450RR!! #88

10 Ostatnio edytowany przez M.O. (2010-09-02 23:50:15)

Odp: byłem na „Supermoto Academy”

Bardzoście mili. Redagować, załączać nie bardzo mi się chce. Napisałem dla Was, bo zaproszenie na imprezę było z Waszego forum. Ale jak ktoś chce taki tekst wrzucić na jakąś stronę, to chętnie oddam.

W warsztacie po południu założyli do mojego deerzeta końcówkę Higashi. Trzy miesiące czekałem na dostawę. Ale warto było. Od dziś będę moich sąsiadów kochać bez wzajemności.

11

Odp: byłem na „Supermoto Academy”

Bardzo fajny tekst Marcin, dobrze sie czyta:) zazdroszcze wyjazdu, bo dobry trip:) ps. zadowolony z koncowki Higashi? Moje oko i moje ucho cieszy ten sam produkt :) pozdro

Black RiDeR

12

Odp: byłem na „Supermoto Academy”

Dziękuję.
Tłumik nie był idealnie dopasowany do modelu, ale po drobnych przeróbkach siadł na swoim miejscu. Różnica jest wyłącznie estetyczna - przyjemnie się słucha tych dźwięków. Można sobie oczywiście tłumaczyć, że głośne tłumiki to zwykła bucówa i że nieważne, jak słychać - ważne jak jeździ. Ale przyjemności zmysłowe nie podlegają racjonalnym argumentom. Nowy "tumnik" zwiększył mi przyjemność z jazdy o połowę i to się liczy. Jak kiedyś wyczytałem - "chodzi o pleżer".
Pozdrowienia

13

Odp: byłem na „Supermoto Academy”

A ja nic nie musiałem przerabiać, wszystko było i jest wporządku, i też jestem bardzo zadowolony :) pozdrawiam

Black RiDeR