W takim razie ja Was troszku zdenerwuję. Od czego tu zacząc? No dobrze wszystko jak zwykle przez moją żonę. W srodku zimy zachciało jej się urlopu. Tylko żeby bylo ciepło, żeby było słońce, żeby wszystko bhło znaczy się alinkluziw. Wyszperałem zaskórniaki, sprawdziłem kartę kredytową i wybór padł: Gran Canaria.Z trzema kolezankami małżonki, z dwójką moich "pociech" wylądowałem na wyspie słońcem płynącej. Pierwszy dzień nudza: samochodem z wypożyczalni jazda po wyspie.Jakie piękne winkle myślę sobie, ale za plecami słyszę trajkotanie najmlodzsej pociechy i myśl uciekła w zapomnienie.Drugi dzień to samo tylko w innym kierunku, trzeci dzień masakra : stolica wyspy czyt korki zakupy i inne dyrdymały. Czwartego dnia przechadzam się ulicami Maspalomas patrzę drz stoi pośród innych sprzecików. Nad nimi wielki szyld "RENT BIKE" No to wyrentowałem.^65 euro z karty poszło myślę sobie( czasem mi się tak ma ) lecę w góry. I tu następna niespodzianaka. Na wylocie z Maspalomas mijam tor kartingowy, nawracam a tam supermociaki trening mają. Posiedziałem pół godzinki , pogadałem z my new friendami i na następny dzien umówiony na jazdę zostałem.To co w górach widzialem, to opowieśc na inny rozdział. A co do toru to za następne 50 euro (Panie świec nad ich duszą) na wr250x polatałem sobie przez godzinę. Tor ciasny , krótki ale jakościowo bardzo zacny, tylko ten gorąc bijący od asfaltu nie do zniesienia...
cdn
Nieważne co masz pod dupą, liczy się co masz nad nią...
RM-Z 450 jeszcze na brudasach...